Hiszpania inaczej
Baskowie, u których wynajęliśmy pokój byli bardzo zdziwieni – Polacy, tutaj nie na południu? Tam dla was raj – ciepło, extra hotele.
Nie przyznałam się, że jestem tu bardziej z przekory na zasadzie – wszyscy na południe ja na północ. Pierwsza wyprawa do Kraju Basków była trochę jak „randka w ciemno”, która skończyła się wielkim uczuciem. Każdego roku pilnuję by, choć trochę pobyć w pięknej Gantzaga i przez okno „mojego” pokoju patrzeć na trawiaste połoniny, las i górę Aramajo. Mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że odwiedzając od kilku lat Hiszpanię w Pais Vasco czuję się najlepiej, swojsko.
Zwyczajowo Hiszpania kojarzy się nam z kombinatami turystycznymi i skąpanymi w słońcu śródziemnomorskimi plażami, monumentalną architekturą wielkich miast, corridą, flamenco. A położony w północno-wschodniej Hiszpanii Kraj Basków? Stereotypowa odpowiedź: ETA, kolebka separatystów, terroryzm. Jednak Euskadii, tak mówią na swoją ojczyznę Baskowie, jest naprawdę zachwycająca, może dlatego, że nie przystaje krajobrazowo i kulturowo do pozostałych regionów Hiszpanii. Miasta, miasteczka i wiejskie osady ujmują szczególną atmosferą tworzoną przez mieszkańców, przez architekturę i krajobrazy.
Nigdy nie spodziewałam, się, że w dobie późnej nowoczesności zobaczę w PaisVasco gospodarstwa, które wyglądają jak skansen a pracuje się w nich i żyje do dziś. Aby spotkać się z gospodarzem trzeba najpierw przejść przez oborę, która połączona jest bezpośrednio z mieszkaniem. Tu kolejna niespodzianka: w kuchni palenisko na klepisku, a nad nim pęta suszącego się chiorizo (tradycyjna kiełbasa ).
„Gora ETA!” (Niech żyje ETA) – od takich napisów aż gęsto w miasteczkach. Nazwy miejscowości na tablicach napisane po baskijsku i po hiszpańsku. Oczywiście nazwa hiszpańska przekreślona. Flagi baskijskie zdobią każdą miejscowość na co dzień, nie od święta. Na słupach informacyjnych lub tablicach plakaty lub rodzaj tablo z wizerunkami mężczyzn, podpisane imionami i nazwiskami. Nie są to kandydaci do lokalnych wyborów, ale więźniowie polityczni, dla których żąda się wolności. Żąda się wolności dla całej Euskadii.
Wieczorem, szczególnie w piątki i soboty, każdy bar jest zatłoczony. Przesiadują w nich głównie mężczyźni. Starsi mają na głowach charakterystyczne berety z „antenką”. To podkreśla, że jest się Baskiem. Kobiety okupują ławki na zewnątrz. Toczą się żywiołowe dyskusje przy winie lub sidrze. Słychać hiszpański przeplatany Euskarą – językiem w brzmieniu zupełnie nie podobnym do żadnego języka w Europie, posługują się nim wyłącznie Baskowie.
Większe miasta przyciągają turystów. Osławiona przez Hemingwaya w „Słońce też wschodzi”, Pampeluna (po baskijsku Iruna) jest urocza, ze stylową zabudową i wyczuwalnym duchem minionych epok.
San Sebastian (Donostia) jest bardzo snobistyczne. Kurort w dosłownym tego słowa znaczeniu, miasto znanego festiwalu filmowego. Leży nieopodal francuskiej granicy. Nie bez przesady okrzyknięte Perłą Morza Kantabryjskiego. Bulwar nad Bahia de la Concha (Zatoka Muszli), plaża, starówka i królujące nad wszystkim wzgórze z figurą Chrystusa rozpościerającego ramiona, robią duże wrażenie i nie można o nich łatwo zapomnieć.
Jadąc wzdłuż wybrzeża na zachód od San Sebastian, napotyka się na miasteczka i osady rybackie jakby przyklejone do siebie. Pachnie w nich świeżymi rybami, wodorostami i morską wodą. Tawerny w ciasnych uliczkach, wieczorami pękają w szwach i to nie tylko w Święto Dorsza. Oferują popularne hiszpańskie tapas, ale to co budzi największe smakowe emocje to ryby i owoce morza. Lepszej tortilli z dorszem i ośmiorniczek w czosnku w innym regionie Hiszpanii nie jadłam!
I tak można na wzór Basków przenosić się z jednej tawerny do drugiej, podjadać popijać i dyskutować prawie do białego rana. Po biesiadzie koniecznie spacer. Miejscowości są tak małe, że kilkaset metrów od „centrum” zabudowa staje się coraz rzadsza i nagle można znaleźć się w dzikim i malowniczym terenie. Wąskie ścieżki prowadzą aż do skał, które przypominają szwajcarski ser i jakby ucięte wpadają stromo do morza.
Wszystkim podróżującym do Hiszpanii życzę przekory, na zasadzie – wszyscy na południe ja na północ. Naprawdę warto
EK
Dodaj komentarz